Spoglądając z tarasu




Spoglądając z tarasu Europejskiego Centrum Solidarności….. (1).

          Oprowadzając (jako certyfikowany przewodnik) po Europejskim Centrum Solidarności praktycznie zawsze rozpoczynam od tarasu. Poznanie rzeczywistego obrazu terenów stoczniowych umożliwia odwiedzającym Wystawę Stałą w ECS-ie lepszą orientację.

          Na tarasie, odwiedzający, przybywają z różnych stron, pytają o różne sprawy. Często o to czy urodziłem się w Gdańsku, czy pracowałem w Stoczni, czy jestem pracownikiem ECS-u, co znajdowało się na tych terenach zanim zaczęto budować tutaj statki, kiedy powstała Stocznia Gdańska, dlaczego upadła, jakie są plany dotyczące tego terenu, czy jest szansa aby znów można było tutaj budować statku a także o różne widoczne obiekty.
          Pytania, a także kontekst w jakim są zadawane, wywołują często zadumę oraz różne, czasami bardzo zaskakujące refleksje ….  
          Czy jestem Gdańszczaninem?
We wrześniu 1959 roku (nie chce mi się wierzyć że „uciekło” od tamtego września już sześćdziesiąt lat) „wyrwałem się” z rodzinnego domu w Żerkowie (urocze, małe miasteczko w Wielkopolsce) do Gdańska. I pozostałem w Gdańsku do dziś…
          Jaka była moja droga do Stoczni?
Stocznia nie była celem mego przyjazdu do Gdańska. Przyjechałem tutaj, aby przez naukę w  Technikum Przemysłu Okrętowego w Gdańsku otworzyć sobie drogę do Państwowej Szkoły Morskiej w Gdyni. Krok ten rozumiałem jako jedyny w tamtym czasie sposób realizacji młodzieńczych marzeń o „marynarskim” poznawaniu szerokiego świata. Jednak bezpośrednia konfrontacja moich marzeń z morzem (wyprawy żeglarskie pod harcerską banderą w czasie których dużą część czasu poświęcałem na karmienie ryb) spowodowała modyfikację moich planów. Zamiast do Państwowej Szkoły Morskiej trafiłem na Politechnikę Gdańską a pierwszego czerwca 1970 roku, jako absolwent Politechniki (specjalność automatyka okrętowa) i stypendysta, przekroczyłem bramę numer dwa Stoczni  Gdańskiej im. Lenina. Moja przygoda ze Stocznią trwała z górą dwadzieścia sześć lat (zakończyła się 30 września 1996 roku - „z powodu likwidacji stanowiska”).
          Te dwadzieścia sześć lat tak dla Stoczni jak i dla mnie był to czas wyjątkowy. Chińskie przekleństwo „obyś żył w ciekawych czasach” najlepiej ten okres charakteryzuje (były to, według mojej oceny, czasy „przesadnie ciekawe”). Pierwsze wyzwania jakie napotkałem w Stoczni miały charakter techniczny. Odpowiadałem za automatykę, a po roku 1970 każdy nowy projekt statku wymagał wprowadzania coraz bardziej wyrafinowanej automatyki. Te wyzwania okazały się jednak niczym wobec „wichrów historii” napotkanych po roku 1989. Wraz z Zarządem Stoczni (kilka lat funkcjonowałem jako Wiceprezes Zarządu), mierzyłem się z zadaniem dostosowania wszystkiego co była Stocznią do drastycznych, systemowych zmian jakie następowały w otaczającej rzeczywistości. Bezskuteczne próby dostosowania się do nowych wymagań najpierw mocno Stocznię przeorały a później… „zaorały”. Jednak wyzwania które napotkałem  w czasie pracy w Stoczni dały mi szansę wszechstronnego rozwoju. Paradoksalnie, Stocznia otworzyła mi także drogę do realizacji moich młodzieńczych marzeń. W nowej mojej pracy, w międzynarodowej korporacji, dzięki relacjom nawiązanym w czasie pracy w Stoczni, miałem okazję odwiedzić największe stocznie na wszystkich kontynentach. Wizyty te umożliwiły mi aktualizację wiedzy o nowoczesnych metodach budowy statków oraz zrozumienie przyczyn porażki polskich (a także europejskich) stoczni. Dzięki tym licznym wyjazdom mogłem także zrealizować moje młodzieńcze marzenia odnośnie poznania ludzi, kultury i zabytków, słowem poznania świata.
          Czy jestem pracownikiem Europejskiego Centrum Solidarności?
          Przejście na emeryturę (1 października 2012 rok) spowodowała moje ponowne skupienie uwagi na Stoczni Gdańskiej. Przyznaję że z dużym niepokojem patrzyłem na powstający w pobliżu Pomnika Poległych Stoczniowców „wielki betonowi bunkier” Europejskiego Centrum Solidarności. Obraz zmieniał się jednak wraz z kończeniem budowy obiektu.  W sierpniu 2014 roku zgłosiłem się jako wolontariusz do pomocy przy organizacji otwarcia ECS – u. Wtedy moje sceptyczne nastawienia zamieniło się w entuzjazm. Budynek, wystawa stała a w szczególności zespół ECS – u to zachwycające zjawisko, unikalne w naszej rzeczywistości. Zostałem wolontariuszem oraz certyfikowanym przewodnikiem po ECS-ie. Jestem tutaj często z gośćmi a także biorę  udział w wielu inicjatywach programowych Centrum.  
          Widok z tarasu ECS-u…..        
          Szczegółami tego co można zaobserwować z tarasu zainteresował mnie w początku 2015 roku Andrzej Trzeciak – historyk sztuki, odpowiedzialny w ECS za dziedzictwo kulturowe. Było to w czasie przygotowań do przewidzianego w programie „Nocy Muzeów” 16 maja 2015 roku „Lornetkowania” („lornetkowanie” gdyż sugerowaliśmy uczestnikom przyjście na taras z lornetkami). Z tarasu roztaczał się niecodzienny widok. Uświadomiłem sobie, że dawniej podziwiać taki wynik mogli wyłącznie operatorzy dźwigów Kone poruszających się przy pochylniach terenu A.
          W czasie tamtego lornetkowania na terenie Stoczni było na co popatrzeć (komplet budynków przy dawnych ulicach Narzędziowców i Kadłubowców, oplatające większość terenów stoczniowych estakady z zamocowanymi na nich rurociągami, rurownię, kotłownię na terenie B, pochylnie A). Można było podziwiać panoramę Gdańska                (kościoły św. Barbary, św. Jana, Mariacki a także wieże Ratusza Głównego Miasta). W pobliżu - zbiorniki historycznie drugiej miejskiej gazowni Gdańska (1904 rok), hali wystawienniczo – targowej „Technika” (1925 rok) a wspomagając się lornetką widać było między innymi farmę elektrowni wiatrowej z okolic Bystrej i Siedmiu Włók, Rafinerię Gdańską, Most III Tysiąclecia im. Jana Pawła II, Deep Water Container Terminal.
          W ciągu czterech latach które minęły od tej pierwszej wizyty widok z tarasu zmienił się zasadniczo. „Wymieciona” została większość historycznych budynków, w tym historyczna willa dyrektora, większość charakterystycznych estakad, większość budynków przy ulicy Narzędziowców. Samotnie trwa jedynie historyczna Sala BHP i stoczniowy Magazyn Główny (popularnie zwany przez Gdańszczan Fabryką U-botów). Z otoczenia Stoczni zniknęła większość wymienionych wyżej obiektów. Zamiast widoków Głównego Miasta i Żuław można co najwyżej, korzystając z lornetki, spróbować odczytać, wśród prania, na balkonie siedemnastego piętra jednego z czterech wieżowców kompleksu Bastion Wałowa napisy na suszących się tam koszulkach. Kolejne planowane budynki w tym kompleksie zasłonią resztę widoku miasta.
          Co było na tych terenach zanim zaczęto budować tutaj statki?
          Tereny „naszej stoczni”  mają swoją bardzo długą i ciekawą historią. Zadziwia przykładowo fakt, że powstające Młode Miasto (którego zręby można już oglądać z tarasu) to powrót do idei którą wdrożyli Krzyżacy (a precyzyjniej Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie) z górą sześćset lat temu lokując na tym terenie  swoje Młode Miasto! Średniowieczne okoliczności spowodowały że miasto to przetrwało tylko 75 lat a dziś trudno nawet archeologom odszukać jego ślady. Jakie będą losy aktualnego projektu?
          Kiedy powstała pierwsza stocznia na tych terenach?
          Początki aktywności stoczniowej na tym terenie można powiązać z głośną eksplozją zlokalizowanej niedaleko Baszty Prochowej która miała miejsce w dniu 6 grudnia 1815 roku. Wraz z 60 osobami które wyleciały wtedy w powietrze zdemolowany został między innymi szpital i kościół św. Jakuba. Opuszczony kościół po dwóch latach został zaadoptowany na siedzibę Królewskiej Szkoły Nawigacji (była to pierwsza szkoła morska w Prusach). Na wyposażenie tej szkoły weszła żaglowa korweta „Amazone”. Dla tej korwety przy brzegu Wisły (w pobliżu miejsca gdzie dziś znajduje się wjazd na most pontonowy) zlokalizowano zimową bazę postojową korwet (z możliwością prowadzenia prac remontowych). I tak to się zaczęło. O miejscu tym później było wielokrotnie bardzo głośno, czego byliśmy w części uczestnikami. Na przykładzie Stoczni znajduje potwierdzenie porzekadło że jeśli coś się z hukiem zaczyna to także z hukiem się kończy. Czy jeszcze kiedyś będzie tutaj znów huczało?
          Czy jeszcze kiedyś będzie się tutaj budowało statki?
          Stocznia Gdańska SA to ostatni zakład w długiej sztafecie podmiotów budujący statki na tym terenie. Śledząc z tarasu rozległy teren który pozostał po Stoczni na pierwszym planie widać obiekty które powstały na przełomie XIX i XX wieku (stocznia „francuska”). Był to czas systemowej, zakrojonej na duża skalę inwestycji w nowoczesną (na owe czasy) stocznię. W tym samym czasie powstała w pobliżu druga, zbudowana przez Ferdynanda Schichaua stocznia. Po zakończeniu II Wojny Światowej obie te stocznie zaczęły działać jako jeden zakład. Z tarasu najlepiej widać że zabudowania produkcyjne stoczni to w większości obiekty zbudowane ponad sto lat temu. Czy ta zasłużona (i wysłużona) infrastruktura byłaby w stanie zapewnić sukcesy w ostrej konkurencyjnej walce z powstałymi blisko sto lat później stoczniami z Dalekiego Wschodu?
         
          Powyżej przedstawiłem tylko niektóre pytania gości zadawane na tarasie ECS-u. Zasygnalizowałem także krótkie moje refleksje z nimi związane.
          Jestem przekonany że dla nas, członków Stowarzyszenia, Stocznia Gdańska oraz fakt że stanowimy część jej historii jest bardzo dużą wartością. Wiem także, że przytoczone pytania u każdego z nas wywołać mogą różne refleksje, zależne od naszych osobistych doświadczeń.
          Powinniśmy jednak zadbać o to, aby zachowana została rzetelna pamięć o Naszej Stoczni. Wiedzmy że każde wspomnienie stanowi wkład w to ważne dzieło.
          Warto w tym kontekście przypomnieć o ogłoszonym przez Stowarzyszenie konkursie na pamiętniki stoczniowców.
           Proponuję także abyśmy jedno z naszych „spotkań czwartkowych” odbyli na tarasie     ECS -u.

Gdańsk, 22 lipca 2019 r                                                                            Andrzej Nawrocki 

Popularne posty z tego bloga

Pamięć o Stoczni Gdańskiej

O PRZEMIJANIU, O ZAPOMINANIU